piątek, 16 listopada 2012

Czy na naćpanej Kofcie można polegać jak na Zawiszy?

Pani Kofta nabrała odwagi, po Marszu Niepodległości i ujada, że Maria Konopnicka to lesbijka i kropka.
Jako dziecko, nie przepadałem za bajką "O krasnoludkach i sierotce Marysi", choć była pięknie ilustrowana przez pana Szancera i Koszałek Opałek bardzo mi przypadł do gustu. Potem choć, nie studiowałem polonistyki, ale namiętnie czytałem "wszystko" i "wszystkich", to nigdy mi nie przychodziło do głowy, z kim spał poeta, czy czyim synem był pisarz, choć np. Dumasowie się mylili. Nie zastanawiałem się też, dlaczego Steve Wonder nie widzi i śpiewa lub dlaczego van Gogh pozbawił się ucha. Po prostu to, co czytałem, oglądałem czy słuchałem, przyjmowałem prostolinijnie. Takim, jakie dla MNIE było, a nie jakim opisywali to inni. Oczywiście człowiek nie jest w stanie sam dotrzeć do wartosciowych rzeczy, czasami inspirują do tego krytycy lub autorytety, ale i tak sam wyrabia sobie opinię, czasami nawet zupełnie idącą w poprzek lbu pod prąd ogółowi. I tego, zawsze tak uważałem i uważam, należy się trzymać.
Od pewnego czasu następuje tabloidyzacja społeczeństwa i niezrozumiałe dla mnie zainteresowanie życiem osobistym innych ludzi, zwłaszcza uchodzących za znanych lub popularnych. Ostatni przykład pani Figury potwierdza, że życie gwiazd niewiele się różni od życia nie gwiazd. Z drugiej strony dziwi, że niektóre osoby chcące lub uchodzące za autorytety, krytykują zainteresowanie ich życiem lub związanych z nimi osób przez media, same pozwalając sobie, na wygłaszanie poglądów, nawet na podstawie źródeł, o innych osobach.
Gdy powszechne wścibstwo, grupy agresywnych działaczy homosektualistycznych dobarwia biografiami, znanych i nieżyjących. nie trudno zrozumieć, że dla niektórych osób wykształconych bez alkowianych didaskaliów, trudno zrozumieć zboczone zainteresowania innych, tego typu, uchodzącymi jeszcze nie dawno za swego rodzaju tabu, okolicznościami.
I choć "przywykłem" już np. do biedroniowatej biografii Władysława Warneńczyka, to ujadanie pani Kofty odbieram z niesmakiem. Tym większym, gdy przypomnę sobie jej wypowiedzi ze Śniadania Mistrzów 10 listopada br.
Najpierw bredziła coś o odwadze, podkreślając, że szybko zmykała przed pałami ZOMOwców, przeciwstawijąc swoje zachowanie, tym którzy nie uciekali w ubiegłym roku na Marszu Niepodległości. Ale to jeszcze nic, wszak powszechna opinia w społeczeństwie przyzwala blondynkom na nierozsądne wypowiedzi.
Bo choć twórczość pani Kofty jest mi zupełnie nie znana, to z jej osobistego opisu ostatniego "dzieła" o jakiejś niestabilnej umysłowo dziewczynce, wynika, że nie warto po jej książki sięgać. Ale jak to się mówi, o gustach się nie dyskutuje. Może to i prawda, ale trudno mi przejść obojętnie do wypowiedzi pani Kofty, jakoby jej twórczość składała się z książek pisanych dla pieniędzy (ja przynajmniej tak to zrozumiałem, że mniej lub zupełnie bezwartościowych) i takich, które tworzy na tematy jej odpowiadające, bez presji finansowej, gdyżamtymi zarobiła na te.
Jak się czują jej czytelnicy nie wiem, ale wypowiedź pani Kofty odebrałem jako zupełnie bezsensowną i naładowaną lekceważącym stosunkiem do swoich czytelników.
Ale jak to mówią, uderz w stół... . I może to pani Kofta jest teraz naćpana i była również wtedy, gdy studiując na polonistyce, całe noce i dnie, poznawała dane osobowe roty lesbijek, z którymi na przemian, miedzy kolejnymi utworami, przeżywały miłosne uniesienia Konopnicka z Dąbrowską.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz