czwartek, 30 czerwca 2011

Nałęcz, przykryj się nałęczką ... i zniknij

W dzisiejszych "Faktach po faktach" jeden z gości, pan prof. Nałęcz, doradca prezydenta oprócz  tradycyjnego bezkrytycznego krytykowania PiS, oraz bezwstydnego wychwalenia własnych zasług dla "świata", poruszył dwie zastanawiające kwestie.
Najpierw stwierdził, że nie jest ekspertem ds. lotnictwa, a potem się okazało, że jako przedstawiciel kancelarii prezydenta organizuje jego podróże samolotowe. Oczywiście jego wypowiedź miała na celu potwierdzenie, od dawna lansowanej przez rząd tezy, że kancelaria prezydenta jest organizatorem wizyty zagranicznej. Każda myśląca osoba przyzna, że to prezydent i jego współpracownicy układają listę gości. Bo trudno sobie wyobrazić jakąkolwiek podróż w towarzystwie, którego obecność jest nam niemiła. Mimo wszechstronnie lansowanej, jedynie słusznej tolerancji. I w tym zakresie, jestem przekonany, kancelaria prezydenta organizowała fatalny lot do Smoleńska. Natomiast o tym, jakimi środkami transportu, dotrą goście prezydenta do celu, decydował ich "właściciel". A rząd i jego przedstawiciel pan Arabski, niejednokrotnie to udowadniali i nie pozostawiali innym zainteresowanym, co do tego żadnych złudzeń. 

Gdy pod koniec programu wspomniano o kompromitacji polskiego systemu szkolnictwa, czyli dwudziestu pięciu procentach oblanych matur, okazało się, że wielki zwolennik demokracji, pan Nałęcz, właśnie zbytnią demokratyzacją szkół tłumaczył poziom szkolnictwa. To tylko pozostaje zapytać, skąd to obłudne zdziwienie?  
A przecież oprócz pytania o zasadność opłacania nauczycieli, którzy nie potrafili swej wiedzy przekazać uczniom ( o ile mnie pamięć nie myli, większość pieniędzy ze zmiany stawki podatku VAT z 22% na 23% miała być przeznaczona na płace dla pedagogów), od lat polskie szkolnictwo poddane nowoczesnym eksperymentom, zmierza w jednym kierunku. I aby nie było wątpliwości, polskie szkolnictwo obniża swój poziom. Ale to nic dziwnego w czasach dysleksji i dysgrafii, braku autorytetów, zastępowania wartościowych przedmiotów namiastkami jakiejkolwiek przydatności. Gdy czasy wiedzy ulegają ułudzie rozwiązywania testów, dupa Gombrowicza zastępuje wąsy Zagłoby, a hordy homoseksualistów zabierają się za propagowanie świadomego macierzyństwa, to trudno oczekiwać, aby w kolejnych latach polscy uczniowie wykazywali się wyższym poziomem wiedzy. Ale to przecież nie przeszkodzi w „produkcji” kolejnych zastępów magistrów przez „uczelnie w każdym powiecie”.
I tak na marginesie, gdy dziś przeczytałem informację, że największa polska uczelnia ekonomiczna, nie jakaś tam efemeryda, lecz Szkoła Główna Handlowa, znajduje się na granicy bankructwa, to można i należy zadać tylko jedno pytanie. Jak oni tam uczą, planują i zarządzają, jaki dają przykład studentom?

W jakimś, bliżej nieznanym mi terminie podane zostaną wyniki Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań. Wprawdzie nie miałem zamiaru przyjmować rachmistrza (mimo zagrożenia karą finansową), to liczyłem, że się jakiś u mnie pojawi. Zwłaszcza po 15 czerwca, gdy zakończono tzw. samospis. I co? Rozczarowanie. Spis się skończył, rachmistrza nie było. I teraz nie wiem czy mam się czuć wykluczony z narodu, powszechności, może nie jestem ludnością, albo nie mam mieszkania.
A może wytłumaczenie jest znacznie prostsze. Jaki rząd, taki POspis.


niedziela, 26 czerwca 2011

Państwo to JA - Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych

Niemal wszystkie programy informacyjne i publicystyczne w ostatnich dniach zaczynają się od potępienia "skandalicznej, obrażającej i kompromitującej Polskę" wypowiedzi o. Tadeusza Rydzyka. Biorąc pod uwagę, że nie zaprezentowano jednocześnie ani jednego nagrania z jakiejkolwiek zagranicznej stacji radiowej lub telewizyjnej, należy przyjąć, że tak naprawdę nikt się tą wypowiedzią nie przejął. I nigdy się nie przejmie. Nigdy. Podobnie zresztą było w poprzednio w  podobnych okolicznościach. Gdy polskie media grzmiały np. o antysemityzmie Grobu Pańskiego w kościele św. Brygidy, media za granicami milczały, a ponoć urażone inne społeczeństwa, narody i państwa, nieświadome tych okropności, zamiast je potępiać, potęgowały, „na luziku” kryzys światowy.

Pan minister Radosław Sikorski nie pierwszy raz zaprezentował swoje kompleksy. Ale czego można się spodziewać po przerzucie, że zastosuję bliską ponoć temu rządowi nomenklaturę kibicowską. Kiedyś pan Radek Sikorski podobno razem z talibami strzelał do Ruskich. Teraz wraz z Amerykanami strzela do talibów. Jeszcze niedawno jako Radosław Sikorski był jednym z ministrów watahy, którą po przerzucie do PO był gotowy dorzynać.

Gdy jego rządowy koleżka przebywając na polu golfowym w USA bredził coś o dzikim kraju, pan minister spraw zagranicznych Rzeczpospolitej Polskiej nie wystosował noty dyplomatycznej do prezydenta USA, wszak tam też był lub jest Dziki Zachód. Nie napisał również żadnego pisma do rządu Ukrainy, gdzie kiedyś były lub są Dzikie Pola. Nie napisał nawet pisma do przewodniczącego partii, którą reprezentował w rządzie Donalda Tuska pan Drzewiecki.

Ale teraz bohatersko, przy pomocy internetowego wpisu ogłasza, że państwo polskie zareaguje. Prezes rady ministrów w zbliżonym czasie informuje, że państwo polskie nie zareaguje.

Okazuje się zatem, że państwo to Radosław Sikorski, bo nota do Watykanu została wystosowana. Nie chce mi się wnikać w osobiste relacje pana Sikorskiego i jego rodziny z Kościołem Katolickim, ale dziwi mnie, że jako minister konstytucyjny nie rozumie, że nikt nie ma prawa ingerować w wewnętrzny ustrój innego państwa. A zwłaszcza tak specyficznego jak państwo Watykańskie. I zwłaszcza ktoś, kto jest poza Kościołem. Gdyby z pokorą i zrozumieniem podszedł do tabliczek otaczających jego posiadłość, dużo łatwiej byłoby mu zrozumieć, że nawet najzaszczytniejsze tytuły, bądź stanowiska, nie dają podstaw do mieszania się w sprawy innych.

sobota, 25 czerwca 2011

"Faszystowski znak na Dębnikach"

Dnia 2011-06-15 11:39:16, aktualizacja: 2011-06-15 14:41:31 w internetowym wydaniu "Gazety Krakowskiej" pojawił się artykuł Piotra Rąpalskiego pod tytułem "Faszystowski znak na Dębnikach".
Być może redaktor jest dumny ze swego dzieła. Mnie wydaje się jednak, że pana Rąpalskiego porąpbało, gdyż jego tekst jest przejawem manipulacji faktami i słowami, zbiorem sprzeczności oraz nierzetelności dziennikarskiej. Dla „usprawiedliwienia” pana dziennikarza należy zauważyć, że ponieważ media są niezależne (niezależnie czy ktoś kupi gazetę, wysłucha audycji w telewizji, przeglądnie stronę internetową, na wypłatę i tak zrzucą się reklamodawcy), to odbiorcom jakże łatwo jest wcisnąć niemal każdą bzdurę.
Tekst pana Rąpalskiego postaram się skomentować w powszechnej obecnie w mediach konwencji. Ja nazywam to relatywizmem, twórców mediów  podnieca jednakże możliwość bycia czwartą władzą.

Na początek tekst oryginalny:
"Nad wejściem do podziemnego przejścia przy moście Dębnickim ktoś wykleił swastykę. "zbudowano" ją z wlepek podpisanych Małopolscy Patrioci i innych z hasłem "A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści". Podana jest też strona internetowa
 
"Jesteśmy grupą ludzi, którzy chcą kultywować pamięć o zdarzeniach, osobach i miejscach ważnych dla losów Rzeczpospolitej Polskiej" - piszą na swojej stronie Małopolscy Patrioci. Cytują też marszałka Józefa Piłsudskiego.


Swastyka na ulicy jednak oburza przechodniów - Patrioci, a wyklejają zawłaszczone przez Hitlera symbole. Skandal! - mówi Lesław Norek, mieszkaniec Dębnik. - Ktoś szybko powinien to usunąć. Wstyd dla dzielnicy - dodaje pani Iga, inna mieszkanka.

- Prezentowanie swastyki podpada pod przestępstwo. Zajmiemy się tą sprawą. Powiadomimy służby miejskie, aby usunęły wlepki - zapewnia rzecznik straży miejskiej Marek Anioł."

Teraz mój komentarz:
"Nad wejściem do podziemnego przejścia przy moście Dębnickim ktoś wykleił swastykę.
 Skoro ktoś wykleił swastykę, to po co pan redaktor wymyśla następne zdania? Jak nie chwycił nikogo na gorącym uczynku, nie poprowadził dziennikarskiego śledztwa lub nie sprawdził sąsiednich kamer, to po co te opowieści z mchu i paproci przy wyrębie lasu? Płacą za słowa czy to takie hobby?
"zbudowano"
Czyżby Shift się zaciął i jednocześnie brakło synonimu do "wykleił". Piramidy i Wawel też zbudowano...
ją z wlepek podpisanych Małopolscy Patrioci
Na załączonym do tekstu zdjęciu, autorstwa pana Rapalskiego, niesposób cokolwiek odczytać. Przypominam, że czasy redaktora Szumowskiego, gdy Gazeta Krakowska uchodziła za jedno z najwiarygodniejszych źródeł informacji przeminęły wraz z brakiem Teleranka w telewizorze. A i obecnie nieniejednokrotnie trudno uwierzyć w przekaz fotografii z epoki komputerowych programów graficznych.
i innych
Jakich innych. Może "Gazeta Krakowska organ Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej"?
z hasłem "A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści".
Uderz w stół, a nożyce się odezwą. 
Podana jest też strona internetowa  
"Jesteśmy grupą ludzi, którzy chcą kultywować pamięć o zdarzeniach, osobach i miejscach ważnych dla losów Rzeczpospolitej Polskiej" - piszą na swojej stronie Małopolscy Patrioci. Cytują też marszałka Józefa Piłsudskiego.
Na stronie Gazety Krakowskiej trudno znaleźć jakiekolwiek przesłanie czy cytat z kogokolwiek, a związki z Polskapresse lub Polskathetimes są "umiejętnie" eksponowane.
Swastyka na ulicy jednak oburza przechodniów
"jednak oburza", czyżby ukryta nuta rozczarowania. Może redaktor lubi swastyki, może ma ich sporą kolekcję w tapczanie, ale swastyka na ulicy jednak oburza.
- Patrioci, a wyklejają zawłaszczone przez Hitlera symbole.
Skoro Hitler coś zawłaszczył, to musiało to istnieć przed rozpoczeciem przez niego rządów. Wniosek jest prosty i oczywisty, symbole nie są złe. Potępiać należy wyobrażenia o nich, kreowane przez środowiska, które pokrętnie postrzegają rzeczywistość
Skandal! - mówi Lesław Norek, mieszkaniec Dębnik. - Ktoś szybko powinien to usunąć.
To niech pan zbliży się do ściany panie Norek i delikatnie podważając jeden z rogów, ściągnie pierwszą, a następnie kolejno, systematycznie pozostałe wlepki. 
Wstyd dla dzielnicy - dodaje pani Iga, inna mieszkanka. 
Pani Ingo, zamiast się wstydzić, proszę dołączyć do pana Lesława.
- Prezentowanie swastyki podpada pod przestępstwo. Zajmiemy się tą sprawą. Powiadomimy służby miejskie, aby usunęły wlepki - zapewnia rzecznik straży miejskiej Marek Anioł."
Domniemanych słów pana Anioła nawet nie chce mi się komentować. Typowe wicie, rozumicie, teraz zakładamy blokady i szukamy właściciela psa, który zrobił nieregulaminowo kupę. Jak będziemy mieli czas, to powiadomimy stosowne służby, bo przecież prezentowanie podpada. Bla, bla, bla ...
Zastanawia mnie tylko dlaczego pan Rąpalski w swoim tekście nie zainteresował się  "zbudowanymi" z wlepek cyframi 1 i 4. Brak wiedzy, znikoma wyobraźnia czy nieznajomość ostatnio obowiązującej wykładni. Oczywiście tych co wiedzą lepiej. Panie Rąpalski, do roboty. Podpowiadam. 1 = A, 4 = D.
  

I na koniec tekst alternatywny:

"Nad wejściem do podziemnego przejścia przy moście Dębnickim ktoś wykleił sierp i młot. "zbudowano" je z wlepek podpisanych Gazeta Krakowska z hasłem "Proletariusze wszystkich krajów łączcie się". Podana jest też strona internetowa
 
"GAZETA KRAKOWSKA www.gk.pl, www.gazetakrakowska.pl
Wydawca Polskapresse, Oddział Prasa Krakowska
" - piszą na swojej stronie Redaktor naczelny Tomasz Lachowicz 12 688 81 01, sekretariat@gk.pl,
Redaktor senior Ryszard Niemiec. 
Cytują też: "Tekstów nie zamówionych redakcja nie zwraca. Zastrzega sobie również prawo skracania i opracowania redakcyjnego tekstów nie zamówionych". 

Sierp i młot na ulicy jednak nie oburzją przechodniów - Patrioci, którzy wyklejają święte dla nas symbole, to znak moralnej odnowy. Trzeba ich nagrodzić! - mówi Lesław Jamek, mieszkaniec Dębnik, emerytowany funkcjonariusz SB. - Ktoś szybko powinien ozdobić wszystkie przejścia podziemne w Krakowie. Na razie to zaszczyt tylko dla naszej dzielnicy - dodaje pani Kinga, inna mieszkanka, której siostra Wanda Niemca nie chciała.

- Prezentowanie sierpa i młota jest przejawem tradycji i wysokiej kultury naszych mieszkańców. Zajmiemy się tą sprawą. Powiadomimy konserwatora zabytków, aby wpisał to miejsce do stosownego rejestru  - zapewnia rzecznik straży miejskiej Marek Anioł."

Z     o s t a t n i e j     c h w i l i

Prezydent Bronisław Komorowski  i premier Donald Tusk przekazali przejście podziemne przy moście Dębnickim bratniemu narodowi radzieckiemu. Na uroczyste przekazanie daru, do Grodu Kraka przybyli osobiście prezydent Miedwiediew i premier Putin. Przybyli, znaczy się przypłyneli Wisłą, pancernikiem Potiomkin. Wszak od Wisły do przejścia jest najbliżej.

czwartek, 23 czerwca 2011

Po bożemu



Jako katolik zacznę prowadzenie internetowego pamiętnika po bożemu. Skoro dziś święto Bożego Ciała, to nic dziwnego, że od 9.00 uczestniczyłem w nabożeństwie na Wawelu, a następnie w procesji na Rynek. Początkowo poczułem się nieswojo, gdy biskup Pieronek wykluczył mnie ze społeczności Kościoła, gdyż nie mam w sobie takiego daru pokory, aby za każdym razem nastawiać drugi policzek. 
Ale Stanisław kardynał Dziwisz, czyli mój biskup, któremu jestem winien połuszeństwo, od niepamiętnych czasów, a może po raz pierwszy, skomentował aktualnie dyskutowane w mediach zagadnienia społeczno polityczne.

Najpierw odniósł się do słynnego już klękania, apelując raczej o pochylanie się nawet nad księdzem lub każdym innym człowiekiem biednym, opuszczonym, skrzywdzonym lub wykluczonym.
Następnie, bardzo bezpośrednio, odmówił parlamentowi i rządzącym prawa do zmiany naturalnego porządku społecznego. Proponowanie wprowadzenia do polskiego porządku prawnego, tworu określanego, jako związki partnerskie, nazwał nieporozumieniem. Fundamentem naszego narodu jest rodzina i nie możemy tego zmieniać, korzystając z przykładu rozwiązań stosowanych w innych państwach. Chrześcijański fundament Europy powinien stać się również jedną z podstawowych wartości, które powinny przyświecać polskiej prezydencji.
Słuchając tych mądrych i wyważonych słów, przed oczami miałem rozmowę w „Kropce nad i” sprzed kliku dni, gdzie tęczowy jastrząb, „najwybitniejszy” polski prawnik, który nic nie wie, bo był w Karpaczu, został całkowicie poskromiony przez Monikę Olejnik. Jego nieudolne tłumaczenia zasadności powołania związków partnerskich (zwłaszcza w świetle przykładowego związku dwóch sióstr) legły całkowicie w gruzach i skompromitowały tę ideę. Bo, co od początku było oczywiste, te rozwiązania są już obecne w polskim prawie cywilnym i tworzenie sztucznych tworów, dla zaspokojenia pokrętnych pomysłów kilkuset osób nie powinno mieć racji bytu.