niedziela, 3 czerwca 2012

A Biedroń swoje, czyli pedałuje swoim histerycznym językiem

Kawa na ławę, dziś.
Mowa o pewnym murzynie, ponoć po studiach, który pełni rolę prezydenta USA. Napisał on podobno jakiś list do prezydenta Polski. Czy list istnieje nie wiem, nie widziałem, a osobie, która pełni ostatnio tą funkcję nie wierzę.
Ale nie o to w sumie chodzi. Bo choć prawdą jest, że niedouczeni rezydenci Białego Domu popełnili błąd językowy jest pewne. Że prezydent USA powinien przeprosić, wg. mnie w formie adekwatnej do poprzedniej wypowiedzi, a więc również publicznie, to też jest oczywiste.

Że nie wszyscy tak myślą, to oczywiste, podobno mamy demokrację i każdy może gadać, co, gdzie i o czym chce. Ale, czyżby na pewno? Bo od pewnego czasu wydaje mi się, że mowa może być tylko nawistna, tolerancyjna i niefobiczna. O co w tym chodzi, nikt nie wie, choć medialne straszaki wmawiają, że tak trzeba, sądy wiedzą i niedługo będą zsyłać na Syberię.

Czy Biedroń tak potrafi? Chyba nie.

Najpierw bredził coś o histerycznym języku,

to znaczy polskie obozy, czyli Polacy nic się nie stało. A potem przekonywał, że sierp i młot, nie tylko z chińskiej flagi, są cacy. I to oczywiście jest w porządku.
Ale … oczywiście tylko i wyłącznie, gdy:

  • pedał nie będzie się obrażał, za nazwanie go pedałem,\
  • ciota nie będzie skarżyła się wszystkim, że jest niekatolicka,
  • nigdy więcej nie będzie nikt nikomu wmawiał, że krzyżyk w kółeczku jest gorszy od tęczowej szmaty,
  • podniesienie ręki, albo zapalenie pochodni, nie oznacza dla oszołomów wywołania wojny.


Przykłady można mnożyć, ale czy to kogoś przekona i czy to ktoś zrozumie?
Obawiam się, że Biedroń Pinokio się nie wyleczy z tej swojej homo, i nie tylko, fobi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz